Zanim zabiorę się za pisanie kolejnych postów i przygotowywanie zdjęć na fotobloga muszę posilić się odpowiednim śniadaniem. Zajrzałam do lodówki, oto co tam m.in. znalazłam:
1) Stabbur-Makrell - będę to nazywać pastą z makreli, bo tak wygląda, smakuje i pachnie. A może i gorzej.
2) RekeOst - wygląda jak serek topiony w tubce, smakuje jak serek topiony z tubki, a podpisane dosłownie, że jest to ser z krewetek (tutejsi Polacy nazywają krewetki raczkami, zatem i ja będę). Tak więc mamy do czynienia z tubką serka z utopionych w nim raczków.
3) Kylling - ten produkt przeraża mnie najbardziej. W środku jest coś co wygląda i pachnie jak różowy pasztet, ale na opakowaniu widzimy minę uśmiechniętej dziewczynki. Nazwa w wolnym tłumaczeniu to: kurczak, choć brzmi raczej jak zabijanie. Na wszystkich produktach umieszczają zdjęcie tego z czego jest (lub udaje że jest) zrobiony dany produkt. Hmm... Czy to zatem pasztet z dzieci? Musi to być ulubione danie norweskich troli.
4) Rekesalat - na opakowaniu zdjęcie krewetek-raczków jak z horroru. Musi to być jakaś sałatka z raczków w śmietanowym (?) sosie, czy czymś.
Oto jak powyższe produkty wyglądają na chlebie:
Sałatka i pasztet są smaczne. Pastę i serek bez dodatku świeżych ogórków zjeść ciężko. Pokrzepiona odżywczym białkiem pochodzącym z niegrzecznych norweskich dzieci mogę brać się za pisanie postów.
AvE!
Vandrer
Bardzo ciekawe te Twoje posty Vandrer. Niedługo będę ekspertem od wszystkiego norweskiego. A ten pasztet jest zabójczo przerażający i krewetkoraczki również;p / Lowl
OdpowiedzUsuńPrzerażają mnie wszelkie pasty i ciapy tubkowe i puszkowe :) Kiedyś bardzo chciałam wyjechać do Norwegii. Chyba umarłabym tam z głodu :)
OdpowiedzUsuńMają tutaj mnóstwo niepuszkowego jedzenia, więc nie bój się:)
Usuń