Teraz wprawdzie mamy piękną pogodę, ale trzeba się już szykować na norweskie szaleństwo. Lekko depresyjny nastrój powoduje u mnie fakt, że trwam w stanie zawieszenia, tak od miesiąca. Wykonałam szereg symbolicznych czynności, łącznie ze zmianą stanu cywilnego, celem porzucenia starego życia, ale jeszcze nie wyjechałam do nowego. Te wszystkie rytuały przejścia zamykają się w jednej fazie: wyjścia. Teraz przed wejściem do nowej rzeczywistości muszę odczekać w przedsionku. Myślami jednak jestem cały czas w Norwegii. To sprawia, że duch człowieka nieco odlatuje.
Korzystając z ostatnich dni w Polsce oddałam się z pasją rolniczym pracom fizycznym, a konkretnie zbieraniu ziemniaków. Jako, iż pochodzę z rodziny posiadającej gospodarstwo rolne było to dla mnie naturalne. Po dwóch dniach wykopków, mój organizm odzwyczajony od pracy fizycznej dał o sobie boleśnie znać. Zakwasy giganty jak po tygodniu na siłowni i nadwyrężona ręka. Ale jak to mówią, nie ma lepszego lekarstwa dla cierpiącej duszy, jak ciężka praca fizyczna. Naturalnie dawkowana w odpowiednich ilościach. Paradoksalnie odpoczęłam, a raczej zresetowałam się po 13 miesiącach pracy za biurkiem. Teraz już tylko pozostaje odliczać dni do norweskiej przygody. Jeszcze trzy dni!
AvE!
Vandrer
No, przy tych ziemniakach najwięcej ty się narobiłaś.^^
OdpowiedzUsuńNie chodzi o to ile się narobiłam, ale jak to odczuł mój organizm od pracy fizycznej odzwyczajony. Jakieś uwagi co do dźwigania i motywowania koszyków?
OdpowiedzUsuń